Tak wiem, to tylko zdjęcie na siłowni - wszyscy uśmiechnięci, zero potu i wysiłku na twarzy. Tak nas się ...
![]() | |
Tak wiem, to tylko zdjęcie na siłowni - wszyscy uśmiechnięci, zero potu i wysiłku na twarzy. Tak nas się "okłamuje", że na siłowni - jest super, jest łatwo, lekko i przyjemnie :) |
W ramach własnego programu po tytułem „Człowiek w życiu powinien wszystkiego spróbować” od czasu do czasu daję się namówić przyjaciołom, znajomym i innym ludziom na rzeczy, których nigdy jeszcze nie robiłam.
I choć mam już swoje lata, to jeszcze nie przyswoiłam podstawowej informacji
I choć mam już swoje lata, to jeszcze nie przyswoiłam podstawowej informacji
o sobie, że jeśli czegoś do tego czasu nie robiłam/próbowałam, to znaczy,
że „raczej”, a najczęściej „zazwyczaj” nie jest to dla mnie.
Powinnam widzieć, że nie jestem osobą wysportowaną, czy lubiącą sport. Raczej jestem intelektualistką – siedzę i myślę, niż sportsmenką.
Oczywiście, to nie jest tak, że nie robiłam, bo nie lubiłam, bo skąd miałam wiedzieć, czy to lubię, jak tego nie znałam?!
Nie trenowałam w młodości – bo, nie należałam do osób, które lubią sport.
Z czasów szkolnych pamiętam tylko „smród” spoconych ciał po zajęciach wychowania fizycznego i to, że zazwyczaj modliłam się, żeby za pierwszym razem mi wszystko dobrze wyszło i, żebym dałam radę to zaliczyć na jakąkolwiek pozytywną ocenę. Zrobić, zaliczyć, przeżyć – było ok. Super było jedynie oglądanie sportu w telewizji - pamiętam, jak z bratem oglądałam późno w nocy - mecze koszykówki w USA - Zachód-Wschód, wszystkie Olimpiady.
W dorosłych życiu też mnie do sportu nie ciągnęło, bo wiadomo „czym skorupka za młodu …”, natomiast zawsze lubiłam chodzić pieszo i jeździć na rowerze. Jedno i drugie, wzięło się już za czasów szkolnych – do szkoły mieliśmy 2,5 kilometra, które wtedy pokonywało się na pieszo. A gdy pracowałam, to do pracy jeździłam rowerem – wtedy samochód z jakiś względów nie był mi potrzebny (choć pewnie tylko dlatego, że nie wiedziałam jaka to przyjemność i wygoda).
Dopiero parę lat temu odkryłam dzięki znajomym jogę… i zakochałam się – to było właśnie to, co mogłam polubić – choć też nie było łatwo, o nie! Dla przypomnienia tekst „JOGA – O ANATOMII CZAS SOBIE PRZYPOMNIEĆ”
Niedawno dodałam do moich ulubionych zajęć sportowych QIGONG – praca nad oraz z energią, spokojne wykonywanie ćwiczeń, dodaje mi takiej energii i radości, że już więcej do szczęścia „wydawało” mi się, nie potrzebuję.
W dorosłych życiu też mnie do sportu nie ciągnęło, bo wiadomo „czym skorupka za młodu …”, natomiast zawsze lubiłam chodzić pieszo i jeździć na rowerze. Jedno i drugie, wzięło się już za czasów szkolnych – do szkoły mieliśmy 2,5 kilometra, które wtedy pokonywało się na pieszo. A gdy pracowałam, to do pracy jeździłam rowerem – wtedy samochód z jakiś względów nie był mi potrzebny (choć pewnie tylko dlatego, że nie wiedziałam jaka to przyjemność i wygoda).
Dopiero parę lat temu odkryłam dzięki znajomym jogę… i zakochałam się – to było właśnie to, co mogłam polubić – choć też nie było łatwo, o nie! Dla przypomnienia tekst „JOGA – O ANATOMII CZAS SOBIE PRZYPOMNIEĆ”
Niedawno dodałam do moich ulubionych zajęć sportowych QIGONG – praca nad oraz z energią, spokojne wykonywanie ćwiczeń, dodaje mi takiej energii i radości, że już więcej do szczęścia „wydawało” mi się, nie potrzebuję.
A jednak, okazało się, że niestety nie!
Był wtorek 6 sierpnia. Wypoczęta po tygodniu urlopu, siedziałam spokojnie za biurkiem i próbowałam nadrobić zaległości urlopowe, gdy do pokoju weszła moja przyjaciółka Paulina z radosną wiadomością, że na pobliskiej siłowni zaczyna się nowy trening i czy nie chciałabym z nią pójść? A ponieważ „ w życiu trzeba…” to moja odpowiedź była natychmiastowa, oczywiście pozytywna – idę!
Po czym poinformowała mnie, że trening nazywa się… Uwaga! „ JUST KARDASHAN BOOTY”, czyli praca nad pośladkami – w kierunku i wizerunku znanych celebrytek.
No WOW, która kobieta nie marzy o zgrabnym tyłeczku?! I żebym tylko wiedziała, co mi się w moim tyłku nie podoba i dlaczego chcę nad tym popracować?! Nawet o tym nie pomyślałam, nie zastanowiłam się – idę i już! Paulina coś tam wspomniała o matach na których poleżymy, poćwiczymy i się pośmiejemy. Ta pośmiejemy! Jasna sprawa, ponieważ nigdy w życiu nie brałam udziału w żadnych treningach grupowych, totalnie nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać po nim, oprócz zgrabnych pośladków – jasne, że nie już po pierwszych zajęciach (nie jestem naiwna – chyba?), a może to i dobrze?
Natchniona pomysłem i pełna entuzjazmu do czegoś nowego, natychmiast próbowałam zalogować się na stronę siłowni, ale… Nagle zapomniałam hasła! I to już powinno mi dać do myślenia! Ale nie! Uparcie odzyskałam hasło, zalogowałam się próbując znaleźć i zapisać się na trening, gdy cały system na stronie się zawiesił! Nawet poczatowałam z obsługą – taka we mnie desperacja była. I nadal nie rozumiałam, że wszechświat próbuje mi coś ważnego powiedzieć, o nie! Brnęłam dalej.
Po jakimś czasie ponownie się zalogowałam i cała dumna z siebie zapisałam się na zajęcia – ciesząc się już w duchu na myśl o moich jędrnym tyłeczku. Wieczorem spakowałam plecak na siłownię – pamiętając o kłódce do szafki, karcie sportowej, ręczniku, ubiorze i wodzie. Cała radosna w oczekiwaniu na środę, poszłam spokojnie spać.
Środa 7 sierpnia. Już wychodząc z pracy na siłownię – przeczuwałam, że coś pójdzie nie tak! Poprosiłam Monikę – koleżankę zza biurka, żeby przy kolejnym szalonym pomyśle Pauliny, najpierw „walnęła mnie po głowie”, w poszukiwaniu rozumu! Ponieważ siłownia jest o rzut beretu od pracy, nawet nie zdążyłam się rozmyślić, więc po 10 minutach wraz z Pauliną wchodziłyśmy na zajęcia – jeszcze całe radosne w oczekiwaniu na „cud miód” naszych tyłeczków, choć już lekko przestraszone niewiedzą, wybrałyśmy miejsca tuż przy drzwiach – coś przeczuwałyśmy?!
Wystarczyła… 1 minuta rozgrzewki!
Żebym wiedziała, że absolutnie, ale to zupełnie – nie jest dla mnie!
Boże, co ja tutaj robię?!
Kolejne 9 minut rozgrzewki, w którym myślałam (jeszcze myślałam) już tylko o tym, żeby w tym SZALE udało mi się złapać oddech i nie mylić ciągle kierunków, prawej/lewej ręki, prawej/lewej nogi i choć przez chwilę robić to w takt muzyki i w rytm trenerki oraz pozostałych kobiet – a przede wszystkim, żeby przeżyć rozgrzewkę, no, bo wiadomo wstyd, ja nie dam rady?! – a to tylko rozgrzewka – choć dla mnie te 10 minut, to była raczej walka o przetrwanie! Natomiast zdecydowanie byłam rozgrzana – pot spływał, a raczej lał się ze mnie, jak nigdy. Rozgrzane ciało przybrało kolor pięknej czerwieni soczystych pomidorów, z głowy ulotniły się wszelkie myśli, oprócz tej jednej – potem będzie lepiej, tylko przeżyj!
Potem… chciałabym wymazać ze swojej pamięci!
Choć ćwiczenia nie były skomplikowane, to tempo w jakim to robiłyśmy, wydawał mi się prędkością świetlną. Jedna noga, druga noga. Powtórz raz, powtórz znów. Przytrzymaj i jeszcze raz. Napnij, wypnij, wyprostuj – powtórz. Najpierw na raz, potem na trzy, do siedmiu. Przepraszam! Jestem księgową – ja nie liczę bez kalkulatora! O mój boże, nie da się oddychać i liczyć! Nie da się – jeszcze raz, ani trzy, ani siedem!
Wiem, po co była ta głośna muzyka i tempo pod rekord świata! Żeby nie dopuścić w mojej głowie myśli o wyjściu – po prostu nie było czasu! Nie było jak! Trzeba było zwalczyć drżenie własnego ciała – choć szczerze powiedziawszy, to nie pamiętam, takiego drżenia nawet przy najlepszych orgazmach! - namówić mięśnie do jeszcze jednego napięcia, namówić głowę do jeszcze jednej próby!
I tylko raz spojrzałam na Paulinę, nawet nie po to, by ją z miejsca zabić wzrokiem, na co ona mnie namówiła? (bo przecież mogłam odmówić – POWINNAM!) – chciałam zobaczyć, czy ona uczestniczka różnych treningów, osoba, która dużo trenuje - daje radę. O kurczę, ona też próbowała przeżyć! Wybaczyłam jej z miejsca tę namowę, widząc jak bardzo upodobniła się do swojego ubioru w kolorze buraczkowym – ja pewnie też miałam ten sam kolor, próbująca złapać oddech i nie poddać się własnemu ciału.
Gdy na koniec trenerka biła nam brawo za „świetnie” wykonany trening, nie byłam już w stanie klasnąć we własnej dłonie, bo moje ciało nagle zorientowało się, że to koniec i próbowało odmówić mi posłuszeństwa. ALE PRZEŻYŁAM!
Jestem w domu już od dwóch godzin – po cudownej kąpieli z solą (żebym jutro mogła wstać), moje ciało ciągle drży! Cukier skoczył tak, że nie mam pojęcia jak go obniżyć. Nagle też zrozumiałam, choć do tej pory byłam przeciwna operacjom plastycznym – upiększającym ciało (zwłaszcza, gdy nie było to konieczne), dlaczego tak wiele kobiet decyduje się na nie, bo to jest łatwiejsze i szybsze (choć też bolesne).
Wielki szacunek dla wszystkich tych dziewczyn i kobiet, również i mężczyzn, którzy próbują zmienić swoje ciała, dzięki ćwiczeniom, treningom, siłowniom, dietom – to długa i często bolesna droga, którą można pokonać tylko dzięki wielkiemu samozaparciu.
I choć na ten moment nie mam pojęcia, czy chciałabym powtórzyć to przeżycie, to dzięki niemu endorfiny z takim trudem zdobyte pozwoliły mi przełamać barierę w pisaniu. Więc coś z tego dobrego od razu uzyskałam, co może mnie zmotywować do kolejnych prób, a dlaczego nie?!
Wiem, po co była ta głośna muzyka i tempo pod rekord świata! Żeby nie dopuścić w mojej głowie myśli o wyjściu – po prostu nie było czasu! Nie było jak! Trzeba było zwalczyć drżenie własnego ciała – choć szczerze powiedziawszy, to nie pamiętam, takiego drżenia nawet przy najlepszych orgazmach! - namówić mięśnie do jeszcze jednego napięcia, namówić głowę do jeszcze jednej próby!
I tylko raz spojrzałam na Paulinę, nawet nie po to, by ją z miejsca zabić wzrokiem, na co ona mnie namówiła? (bo przecież mogłam odmówić – POWINNAM!) – chciałam zobaczyć, czy ona uczestniczka różnych treningów, osoba, która dużo trenuje - daje radę. O kurczę, ona też próbowała przeżyć! Wybaczyłam jej z miejsca tę namowę, widząc jak bardzo upodobniła się do swojego ubioru w kolorze buraczkowym – ja pewnie też miałam ten sam kolor, próbująca złapać oddech i nie poddać się własnemu ciału.
Gdy na koniec trenerka biła nam brawo za „świetnie” wykonany trening, nie byłam już w stanie klasnąć we własnej dłonie, bo moje ciało nagle zorientowało się, że to koniec i próbowało odmówić mi posłuszeństwa. ALE PRZEŻYŁAM!
Jestem w domu już od dwóch godzin – po cudownej kąpieli z solą (żebym jutro mogła wstać), moje ciało ciągle drży! Cukier skoczył tak, że nie mam pojęcia jak go obniżyć. Nagle też zrozumiałam, choć do tej pory byłam przeciwna operacjom plastycznym – upiększającym ciało (zwłaszcza, gdy nie było to konieczne), dlaczego tak wiele kobiet decyduje się na nie, bo to jest łatwiejsze i szybsze (choć też bolesne).
Wielki szacunek dla wszystkich tych dziewczyn i kobiet, również i mężczyzn, którzy próbują zmienić swoje ciała, dzięki ćwiczeniom, treningom, siłowniom, dietom – to długa i często bolesna droga, którą można pokonać tylko dzięki wielkiemu samozaparciu.
I choć na ten moment nie mam pojęcia, czy chciałabym powtórzyć to przeżycie, to dzięki niemu endorfiny z takim trudem zdobyte pozwoliły mi przełamać barierę w pisaniu. Więc coś z tego dobrego od razu uzyskałam, co może mnie zmotywować do kolejnych prób, a dlaczego nie?!