REKLAMA CZYNI CUDA? - GREY KONTRA 365 DNI

Reklama czyni cuda? - według mnie "365 dni" sklasyfikowana jest zbyt daleko za Trylogią Grey'a, żeby mogła być do niej porównywana.
Codziennie jadąc swoim autkiem Fiat Panda do pracy mijam salon
z samochodami marki Mercedes, w sumie zwyczajna sprawa - gdyby nie fakt, że jeślibyśmy mieli porównywać te auta do siebie - to oprócz tego, że jedne i drugie nazywają się autami, mają cztery kółka,  mnóstwo blachy i kierownicę - to na tych faktach należałoby poprzestać.
Podobna rzecz się ma z Trylogią Grey'a autorki E.L. James i pierwszą częścią z Trylogii "365 dni" autorstwa Blanki Lipińskiej - jedno i drugie to są książki, o zabarwieniu erotycznym i tyle.
Zarówno Trylogia, jak i "365 dni" znajdą swoich czytelników - jednak będą to zupełnie odmienne typy odbiorców - dlaczego?
Po głośnym szumie z poprzednich lat na temat Trylogii Grey'a wydaje się, że już wypowiedzieli się w tym temacie wszyscy - to jak została odebrana, zrecenzowana - nie pozostawia nikomu nic do dodania - ja nawet nie próbuję. Osobiście bardzo mi się podobała i tyle, opowieść miała wyrazistych bohaterów, ciekawą historię (mającą w sobie elementy fantasy dla kobiet), podłoże psychologiczne (choć można się przyczepić do paru rzeczy), no i raczej była z typu tych o Kopciuszku, ale która z nas nie uwielbia tej bajki :)
Z chęcią obejrzałam również filmy powstałe na bazie Trylogii - ot książki jakich wiele, może różniące się tylko tym od innych powieści dla kobiet, że dość odważnie ukazywała seks, powiedzmy otwarcie na pewno nie "waniliowy", ale co kto lubi, wszystko jest dla ludzi.
Pomimo tego, że sceny erotyczne są soft porno, nie czułam się nimi ani zażenowana, ani tym bardziej zniesmaczona - choć o wielu rzeczach musiałam doczytać w Google, bo nie miałam pojęcia co oznaczają :) moja wiedza w zakresie seksu nieźle wzrosła, choć raczej nie chciałabym tego próbować - no może po prostu nie wszystko :)
To, że według wielu książki te są kierowane głównie do "kur domowych" (nie rozumiem, dlaczego funkcjonuje jeszcze w społeczeństwie to powiedzenie - często pada ono z ust zwłaszcza mężczyzn, którzy taką "kurę domową" eksploatują na co dzień, święcie przekonani,  że to im się należy i że miejsce kobiety jest właśnie w domu, najlepiej w kuchni) - nie umniejsza faktu, że zaczytywały się nich i podlotki i starsze panie, przekrój wiekowy czytelniczek - ogromny i zróżnicowany. O tym jak jedna z koleżanek zakupiła książkę i z zaciekawieniem i wypiekami na twarzy - wymieniałyśmy uwagi i emocje przy pożyczaniu sobie kolejnych części, nawet nie będę wspominała - dawno już zapomniałam o takiej wspólnocie kobiet zafascynowanych czymś jednocześnie. Z tego co pamiętam z dzieciństwa - nasze mamy i babki równie mocno fascynowały się pierwszymi serialami w telewizji - w czasie trwania "Niewolnicy Isaury" czy "Dynastii" nasze małe miasteczko po prostu wymierało, by obudzić się ze zdwojoną siłą po projekcji - na wspólne omawianie kolejnych perypetii bohaterów, którzy zupełnie nie pasowali do polskich standardów lat osiemdziesiątych - zupełnie inna kultura, stroje, zwyczaje. Czy komuś to wtedy przeszkadzało?
Mało tego myślę, że na podstawie tych nowych subkultur powstało wiele badań, prac ze strony socjologów, psychologów i typ podobnych osób - zgłębiających i badających nowe zwyczaje. Wszystko co pojawia się nowe, niezwykłe, czy niespotykane powoduje reakcje zaciekawienia - przynajmniej nie możemy się nudzić, mówiąc że brakuje nam impulsów do działania :) A może przyniosło to także coś dobrego w seksie?! Może dzięki temu, my kobiety jesteśmy zaciekawione i chętne do spróbowania czegoś nowego - o tym krytycy (ok. czepiam się głównie mężczyzn) nawet nie pomyśleli. Być może nadszedł dla wielu kobiet moment, że na misjonarza i tylko w łóżku - może już nie wystarczyć?
Nie taki seks straszny jak o nim mówiły nasze matki i babki :)
Zupełnie inna rzecz się ma z "365 dniami" Blanki Lipińskiej - faktem jest, że gdybym sama kupowała tę książkę - to zdecydowanie przeczytałabym najpierw opinie o niej, a biorąc książkę do ręki - zapoznałabym się z opisem na okładce, a następnie przejrzała zawartość.
Szczerze powiedziawszy nie kupiłabym tej książki, nawet pomimo sugestii, że jest połączeniem Grey'a i "Ojca chrzestnego". Dlaczego? Ponieważ ta książka nie jest zupełnie w moim stylu.
Nie interesuje mnie czytanie porno - a takie właśnie pierwsze zdanie po przeczytaniu pierwszych paru stron o tej książce miałam, czułam zażenowanie i niesmak, czytając pierwszą scenę seksu (według mnie to był raczej gwałt niż seks) - nie, nie jestem pruderyjna!
Nie trafia do mnie ani główna bohaterka - bo co to oznacza, że ktoś po skończeniu studiów i paru latach pracy w hotelu, mając 29 lat jest znudzona życiem?! - moja złośliwość przekracza tu wszelkie normy - mamy do czynienia z inteligentną bohaterką - czy raczej głupiutką lalą dla której liczą się tylko dobra zabawa i wygląd, ciuchy i rozrywki?!
Jeśli tak, to ja dziękuję!
Unikam takich osób w swoim życiu - chciałabym obcować z ludźmi dla których owszem wygląd jest ważny, ale nie najważniejszy, rozrywka fajna sprawa, ale tylko tym żyć nie można.
Nie czytałam "Ojca chrzestnego", ale po prostu taka tematyka mnie nie interesuje, co nie umniejsza faktu, że pewnie historia jest przepięknie stworzona, bohaterzy mają osobowości, a całość to przepiękna mafijna opowieść - bo tego o bohaterze "365..." nie da się raczej powiedzieć.
Ot, jest boss w jakimś włoskim światku, który może z jakiegoś powodu więcej niż inni. Charakteryzuje się twardym obyciem Pana tego świata i ludzi, którzy wokół niego przebywają. I to co dla mnie niepojęte - traktuje kobiety jak przedmioty, które albo podporządkują się jego woli i zachciankom, a jeśli się nie podporządkują to i tak weźmie sobie co chce. Dziękuję nie lubię ani o tym czytać, ani tego oglądać, ani tym bardziej nie być zdana na takiego faceta.
Przeczytawszy podarowaną - o nietrafionych prezentach, a zwłaszcza tych o podłożu erotycznym innym razem - książkę odłożyłam na półkę - i nie zamierzam ani do niej wracać, ani czytać kolejnych części, ani tym bardziej nie oglądać filmu, który ma powstać na kanwie tej powieści - swoją drogą ciekawe od jakiego przedziału wiekowego będzie film? Oczywiście zarówno książki, jak i film znajdą swoich odbiorców - jednak ja się do nich nie będę zaliczała.
A co ma z tym wspólnego reklama?
Myślę, że osoba odpowiedzialna za wymyślenie strategii marketingowej, wzięła pieniądze za nic!
To żadna sztuka podać na okładce informacje, że książka jest polską odpowiedzią na Trylogię Grey'a, której sprzedaż, dystrybucja biblioteczna oraz koleżankowa - przerosły pewnie oczekiwania niejednych w branży, a więc to również się sprzeda.
Przesłanie do "Ojca chrzestnego" gwarantowało, że nie będzie to tylko ckliwa bajeczka dla dorosłych kobiet.
O miejscu w pierwszej książce najlepiej sprzedawanych książek w Empiku, nawet nie wspomnę - to musiało zostać ustawione i na pewno nie przez ilość sprzedawanych książek, a zwyczajnie przez pracownika!
Jestem osobą dorosłą, więc doskonale wiem na czym polega reklama.
I to, czy przy jednych rzeczach uda się mnie przekonać, a przy innych nie - to już tylko siła sugestii i mojego braku czujności :)
Ale, to co zrobiono w stosunku do książki "365 dni" przekracza według mnie dobry smak.
Bo to by oznaczało, że jeśli przyjdzie mi sprzedawać mój samochód (raczej prędzej znajdzie się na złomowisku, niż go sprzedam) - to opisując go, idąc w ślad tej reklamy mogłabym napisać, że jeździ jak Mercedes, mimo że jest Fiatem Pandą :) nie jeździ i nie wygląda, ale co mi tam napisać mogę wszystko co chcę, kto mi zabroni. Tylko to ja będę "świeciła" oczami przed kupującym, co za grata chcę im "wcisnąć".
Rozumiem, że kolejny autor, kolejna książka chcą zaistnieć na półkach nie tylko księgarń, ale także i czytelniczek, ale czy w związku z tym musimy chwytać się, aż takich kłamstw?!
Nie chcę krytykować Pani Lipińskiej - miała pomysł na książkę, napisała ją i chciałaby, żeby się sprzedała.
Gratulacje za chęci i odwagę, ale to nie wszystko!
Żeby zdobyć i przyciągnąć w tych czasach czytelników (uwaga mówimy tu o osobach, które uwielbiają czytać i czytają - DUŻO!!!) - trzeba napisać coś co przyciągnie, zainteresuje, a przede wszystkim przywiąże czytelnika do Autora. Nie mam pomysłu do jakiego czytelnika chciała Pani Lipińska trafić, lub może wiem, ale nie chciałabym nikogo urazić - jednak moim zdaniem, ta grupa docelowa do której mogłaby trafić ta powieść - nie czyta książek!

A czy Wy jesteście podatni na reklamę? Wierzycie jej?
Czy potraficie się powstrzymać, przed kolejną rewelacyjną, a często zupełnie niepotrzebną rzeczą w Waszym życiu?

Podobne Posty:

1 komentarze

  1. Przeczytałam twoją recenzja od deski do deski dawno nie czytałam tak dobrze napisanej opinii o książce

    OdpowiedzUsuń

Flickr Images

Popularne Posty

Instagram