CO PIERWSZE - KSIĄŻKA CZY FILM?


W poście Powtarzane czytanie napomknęłam o pewnym dylemacie, z którym boryka się wielu z nas uwielbiających czytać, ale również uwielbiających oglądać filmy - mówimy tu o filmach powstałych na podstawie książek - do czego w pierwszej kolejności sięgnąć? - do książki (jeśli jej nie zdążyliśmy jeszcze przeczytać), czy najpierw obejrzeć film?
Ale również jak taką sfilmowaną powieść przyjąć, jakie oczekiwania wobec niej mamy?

Oczywiście jest to dylemat z serii wyższości świąt Bożego Narodzenia nad Wielkanocą :)
To, że w pierwszej kolejności jest napisana książka, a dopiero później powstanie na jej podstawie film - powinno nam już dać pewien sygnał o hierarchii, jaka jest wskazana w ich poznawaniu.

Niestety znam wiele osób, które nie lubią czytać, przekładając oglądanie filmów nad czytaniem
- rzecz osobiście dla mnie nie zrozumiała!
Jednakże nie należy innych oceniać swoją miarą, więc pozostawiam to bez komentarza :)

Dla mnie osobiście pozostaje ponad wszelką miarę stała kolejność - najpierw czytam książkę,
a następnie oglądam film.


Będąc właścicielką wybujałej wyobraźni - niewiele jest rzeczy, których nie umiem sobie wyobrazić!
Dlatego też, czytając książkę pozwalam mojej wyobraźni szaleć bez opamiętania.
Jestem w stanie wyobrazić i urealnić sobie każdy opis otoczenia, postaci występujących w książce tak jak chciałby to autor powieści, bo naprawdę tylko on wie dokładnie jak to miejsce oraz jak bohaterowie mają wyglądać - w końcu powieść jest wymysłem jego wyobraźni.
Moja sympatia czy antypatia dla bohaterów bierze się z moich odczuć i jest jak najbardziej obiektywna, na którą nie ma nikt (pewnie poza autorem) wpływu.

Natomiast obejrzenie filmu powstałego na podstawie książki - to według mnie przedstawienie pewnej wizji reżysera i scenarzysty po przeczytaniu książki - to ich, a nie moje wyobrażenie miejsca toczącej się historii, wyglądu i charakterów bohaterów. Często dodają od siebie jakieś cechy czy atuty bohaterom powieści i tu pojawia się według mnie wyższość książki nad filmem - czytając możemy sobie te rzeczy sami wyobrazić, możemy przeczytać myśli bohaterów - w filmie nie da się tego w takim samym stopniu przedstawić.
Oglądając film jesteśmy ubożsi o zmagania się bohaterów z własnymi emocjami, czy doznaniami - oczywiście wpatrując się bardzo uważnie w film, możemy zauważyć mówiącą o tym mimikę twarzy aktorów, jednak jest to dość trudna umiejętność. Reżyser staje więc przed dość poważnym dylematem - jak przedstawić bohaterów książki, aby choć w pewnym stopniu odzwierciedlić zamysł i nie odbiec od opisu postaci przedstawionej przez autora, pod warunkiem, że szanuje twórcę dzieła.
Moim skromnym zdaniem nie powinnyśmy mieć wobec sfilmowanej powieści zbyt wielkich oczekiwań. Film nie może równać się z książką - zbyt wiele rzeczy nie jest możliwe do sfilmowania - nie tylko ze względów długości trwania przeciętnego filmu, ale także z powodów obyczajowości kulturowej - dobrym przykładem jest tu na przykład "Pięćdziesiąt twarzy Greya" - sceny erotyczne są tak pokazane, aby nikt nie mógł im zarzucić, że są pornografią. Gołe pośladki w scenach filmu są kulturowo akceptowalne, ale już pokazanie narządów płciowych spotyka się brakiem przyzwolenia.

Wobec powyższego jak więc powinnyśmy traktować sfilmowane powieści?
Według mnie tylko i wyłącznie jak wizję reżysera i scenarzysty - to czy zgadzamy się z ich wizjami i czy nam się to podoba - to indywidualny punkt widzenia każdego z nas. Krytykowanie ich wizji mija się z celem - to ich wizja, ich praca i ich pieniądze zarobione na tej adaptacji
- a więc my jako widzowie dokładamy się do ich zysku :)
W związku z tym, że płacimy za możliwość obejrzenia ich wizji - głupio by było to krytykować, bo oznaczało by to, że krytykujemy samych siebie za oglądanie i finansowanie czegoś co nam się nie podoba ;)

W powiązaniu książka - film mamy jeszcze do czynienia z książkami, które powstały na podstawie filmu, ale wydaje mi się, że tu sprawa jest prosta. Książka przedstawia właściwie dokładnie to, co widzieliśmy w filmie, niewiele pozostaje dla naszej wyobraźni
- nie wyobrazimy sobie postaci, ponieważ, dzięki filmowi mamy już ich pełen obraz.
Nie ma w tym przypadku też miejsca na dodanie czegokolwiek od autora książki - książka musi być odzwierciedleniem filmu.
Przeczytanie takiej książki po obejrzeniu filmu - jest więc raczej stratą czasu.

A teraz idę sobie poczytać książkę  autorstwa Toma Hanksa "Kolekcja nietypowych zdarzeń",
a potem cierpliwie poczekam, aż Hanks-reżyser to sfilmuje
- to może być zdecydowanie ciekawe doznanie :) Autor i reżyser w jednym :)

A wy do czego najpierw sięgacie - do książki czy do filmu?
Macie jakieś swoje ulubione książki, które zostały sfilmowane?


Podobne Posty:

3 komentarze

  1. Są też beznadziejne książki z których powstają niesamowite filmy, kilka razy podchodziłam do książek Kinga i za każdym razem mam wrażenie że jego książki bolą moje oczy. Natomiast filmy na ich podstawie są znakomite, gdy obedrze się Kinga z jego bajkowego, przeraźliwe rozciągniętego stylu pisania okazuje się że esencja i pomysł jest genialny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ja jeszcze do Kinga chyba nie dorosłam, a być może nikt nie polecił mi jeszcze nic ciekawego. Moim zdaniem reżyserzy muszą posiadać równie dużą wyobraźnię, jak autorzy książek - by móc nam pokazać pewne historie w piękny sposób dodając lub odejmując z fabuły pewne pomysły.

      Usuń
    2. Hej, Adlaczegonie! Przeczytaj "Grę Gerarda" S. Kinga albo "Dziewczynę która kochała Toma Gordona", a- zakład?- że staniesz się jego fanką! A może staniesz się nawet moją fanką: wrzuć po prostu w google: "Łzy życia" Krzysztofa T. Wysockiego Krzysiek

      Usuń

Flickr Images

Popularne Posty

Instagram