O JEDEN DIAMENT ZA DALEKO - O JEDNĄ ŁZĘ ZA DUŻO...


Taki mam ostatnio czas, że łzy płyną mi z oczu prawie cały czas - oczywiście tylko wtedy, gdy jestem sama. 
A więc płaczę ciągle, bo właściwie stale jestem sama, co też było powodem do płaczu. 
Ja wiem, sama sobie jestem winna - tak wybrałam - wobec tego pretensje mogę mieć sama do siebie i po co płakać z tego powodu?!
No, ale czasami należy oderwać się od ciągłego rozmyślania, rozważania, a przede wszystkim płakania - ileż można?! 
W życiu nie byłam "beksą", a jak pozwoliłam sobie płakać - to nie potrafię przestać! Nadrabianie ponad 44-letnich zaległości w płakaniu - nie ma po prostu sensu, chyba?

W związku z tym melancholijnym czasem należało się jakoś oderwać od tego stanu. 
Oczywiście w tym może pomóc tylko dobra książka - i to taka, żeby pozwoliła oderwać się od ponurych myśli.
I tu z pomocą przyszła moja ulubiona pisarka Marta Radomska! 
Jak sobie właśnie uprzytomniłam, jest ona ulubiona przeze mnie nie tylko ze względu na cudowne książki, które pisze, lecz także dlatego, że właściwie jej debiut pisarski, jak i moja przygoda z "grafomaństwem" na blogu - zbiegły się w jednym czasie - tak jakoś poczułam pokrewieństwo dusz. 
Nie mniejszym faktem pozostaje związek "kociarski"- zarówno Pani Marta, jak i ja jesteśmy służkami (dobrze wiem, że nie Paniami!) - zwierzątek z rodziny kotowatych. 

Tak się dla mnie szczęśliwie złożyło, że dokładnie w miesiąc po mojej operacji, czyli po miesiącu uziemienia w domu (znaczy miałam czas na czytanie) 
- odbyła się premiera piątej książki Pani Marty - o tajemniczym, lecz jakże ciekawym tytule "O jeden diament za daleko".  
Czytając kolejną książkę Pani Marty - określoną jako komedię obyczajową - mogłam nie tylko na "chwilę" zapomnieć o bólu fizycznym, ale również oderwać się od ponurych rozmyślań.
Tak dobrze napisałam na "chwilę" zapomnieć, lecz o tym potem, najpierw o książce.

W sumie w temacie twórczości Pani Marty nie powiem niczego innowacyjnego - od pierwszej książki jestem zachwycona i już!
 Więc jakbym nie miała również teraz być podekscytowana? 

Główna bohaterka Majka ma zostać świadkową na ślubie swojego brata.
Jak wiadomo przygotowanie ślubu jest prawdopodobnie najbardziej stresujące dla przyszłej panny młodej. Nie daremnie w telewizji pojawiają się programy pod osobliwymi tytułami jak na przykład "Panna młoda z piekła rodem" - każda przyszła mężatka chce by, ten dzień był najwspanialszym dniem w jej życiu. Niezapomnianym, lecz czasami jeszcze bardziej stresującym nie tylko dla niej, ale również i dla wszystkich osób będących w tym szczególnym czasie w jej otoczeniu. To, że każda kobieta marzy o tym dniu już od lat szczenięcych nie pozostawia więc złudzeń co do tego, że powinno być idealne, zachwycające, niezapomniane...
I w ten sposób każde najmniejsze uchybienie w planie, niedopatrzenie szczegółów, czy też niewykonanie określonych na czas zadań powoduje, że w przyszłej pannie młodej rodzi się demon. 
A już szczególnym brakiem taktu i wyobraźni mogą w tym czasie odznaczać się osoby, które z "jakiegoś" tylko sobie znanego powodu spróbują zakwestionować lub zanegować "szalone" pomysły. Faktem pozostaje więc sytuacja, gdy wszyscy najbliżsi włączając w to przyszłego pana młodego, mają już serdecznie dość! I nie tylko sprzeciwiają się wykonaniu kolejnych zmian w organizacji, lecz również zaczynają życzyć przyszłej pannie młodej jak najgorzej.
Tylko miłość do brata i próba wsparcia go w tym trudnym czasie - pomaga Majce nie rzucić wszystkiego w diabły i nie uciec daleko od przyszłej bratowej, która notabene według niej nie nadaje się na żonę dla brata.  Lecz co stanie się, gdy Ona nagle znika?! Lista podejrzanych, chcących, mówiących, życzących jej źle w tym czasie zaczyna się rozciągać na wszystkich, którzy mieli pecha przebywać w pobliżu przygotowań do ślubu.
Biorąc pod uwagę, że:
"Zgnębiona kobieta rzadko jest w stanie myśleć racjonalnie" 
Marta Radomska "O jeden diament za daleko"
możemy zrozumieć zarówno poczynania przyszłej panny młodej, jak i jej przyszłej bratowej - choć nie do pozazdroszczenia sytuację ma przyszły pan młody-brat Majki.

I jakby kłopotów z przyszłą bratową było za mało, bo przecież jeden kłopot to nie kłopot - one zawsze gromadzą się stadami - to Majka znowu "wplątuje się" w przygodę kryminalną.
Z powodu zbliżającego się ślubu, wcześniejszych wyjazdów oraz przeprowadzonego remontu, nie wspominając o wizytach z ulubieńcem Lokim u weterynarza - Majka cierpiała na deficyt finansowy - kto z nas nie zna tego bólu?! 
W sumie to wszyscy znamy to z autopsji, gdy siądzie się z przyjaciółmi i zaczyna mówić o marzeniach, które z racji braków na kontach bankowych - nie są możliwe do spełnienia (miejmy nadzieję, że tylko w najbliższej przyszłości). 
Oczywiście wszyscy nagle na pierwszym miejscu swoich list życzeń stawiamy wygraną w totolotka, bo na spadek to jakoś tak przykro czekać.
Naturalnie można też, tak jak bohaterowie "O jeden diament..." wymyślić napad... na jubilera. W sumie to za dużo powiedziane bohaterowie - to raczej bohaterki Pani Marty mają nieograniczoną wręcz wyobraźnię, Panowie raczej siedzą obok, słuchają i co najwyżej pacyfikują, każdą metodę i pomysł Dziewczyn. 
I tu ujawniają się w kobietach talenty dużo silniejsze niż kulinarne - gdy z niczego potrafimy ugotować coś pysznego, z kawałka szmatki tworzymy kreację godną największych projektantów, a z małego problemiku tworzymy problem o "wadze" światowego kryzysu - w tym jesteśmy naprawdę zdolne niesłychanie :)
A co jeśli po tego typu dywagacjach, kilka dni później nasi bohaterowie dowiadują się o włamaniu do... jubilera?!
Rzecz jasna nic by się w sumie takiego wielkiego nie stało, gdyby nie to, że prowadzenie śledztwa otrzymuje chłopak-policjant Borówa przyjaciółki Majki - obecny w trakcie wymyślania przez Bohaterki scenariusza napadu oraz fakt, 
że "nieopatrznie" Majka nie tylko znała, ale również bywała w mieszkaniu u rzeczonego jubilera, czy też właściwie u jego żony, jak również z "jakiegoś" dziwnego powodu podejrzana o napad (a sfotografowana przez jubilera) kobieta, była łudząco podobna do Majki. Czy nie za dużo tych śladów i powiązań - kto więc zostaje pierwszą podejrzaną?!
Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że zgodnie ze starym powiedzeniem 
"Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle" - Majka wraz z nieodłączną przyjaciółką Luizą - "pomaga" jak może policji rozwiązać każdy problem, przedstawiając swoje wersje zdarzeń jak i wystawiając każdego członka rodziny ze sobą na czele, jako potencjalnego podejrzanego.
Byłoby z mojej strony dużym nietaktem nie wspomnieć o kocie Lokim, który w poprzedniej książce był jednym z jej głównych bohaterów - a tu następuje ciąg dalszy jego demonicznych wybryków. Loki ma swój szczególny udział przyczynowo-skutkowy w całej historii, lecz nie chciałabym się o tym wypowiadać, by nie zdradzić z książki zbyt wiele.
Wszystko to tworzy komedię obyczajową - nie tylko z perypetiami damsko-męskimi w tle, ale również z morderstwem oraz kradzieżą w głównej fabule - przeplatających się w tempie zawrotnym, aż do rozwiązania, jakby inaczej miało być na ostatnich stronach książki!

Pamiętam, że o twórczości Pani Marty dowiedziałam się z audycji w Radio Pogoda, wracając wieczorem z zajęć jogi - w samochodzie siedziałam tak długo, aż rozmowa się zakończyła, a ja poczułam nieodpartą chęć przeczytania książki z cyklu "Maraton do szczęścia". to właśnie tam usłyszałam informację, że jedną z ulubionych pisarek Pani Marty była Joanna Chmielewska.
Książki Pani Joanny nie są mi obce, jeszcze co prawda nie przeczytałam wszystkich - próbując wyrwać się z objęć romansów, najczęściej właśnie sięgam po te książki. Niestety nie jestem w stanie ich czytać jedna po drugiej - zbyt dużo emocji mnie one kosztują!
I tu właśnie wytłumaczę dlaczego przy książce "O jeden diament za daleko" mogłam zapomnieć tylko na "chwilę" o bólu. Miesiąc po operacji, na szczęście już po pierwszej rehabilitacji (znaczy rana "zabezpieczona" uzdrawiającymi plastrami) - czytanie tej książki spowodowało powrót bólu! Właśnie dlatego nie czytam raczej nic innego niż romanse, choć i tam bywa, że pojawiają się bohaterowie, których poczynania wprawiają mnie w "rozruch". Jestem bardzo emocjonalna i właściwie dla mojej wyobraźni nie ma granic pomiędzy rzeczywistością i fikcją. 
Ale książki Pani Marty nie mogłam i nie chciałam sobie odpuścić! 
A dlaczego powrócił ból? Bo Autorka w sposób mistrzowski potrafi nadać wyraziste charaktery swoim bohaterom. Tak bardzo namacalne są te osoby, że potrafią mnie osobiście - wkurzyć, doprowadzić do płaczu/częściej śmiechu, zdenerwować, jakby stały obok mnie fizycznie. Wobec czego w trakcie czytania zrywałam się z leżaka, chodziłam nerwowo po mieszkaniu (co w moim przypadku doprowadzało do bólu samej rany jak i brzucha) przy każdej kolejnej próbie Majki - wyjaśniania, pomagania, wymyślania, rozwiązywania - problemu osobistego, czy trudności w policyjnym dochodzeniu. 
Musiałam mocno trzymać się rzeczywistości, by nie nawrzeszczeć na Majkę - "Weź kobieto, nie kombinuj", choć i tak głośno wymyślałam na nią za jej pomysły - widocznie mam zbyt dużo w sobie pierwiastka męskiego, by móc zrozumieć tę kobietę - cały chichot losu, że wymyśloną! 
Na szczęście dla mnie, gdy tak przeżywałam głośno całą historię - sąsiedzi byli w pracy, więc nikt prawdopodobnie nie posądzi mnie na przykład o chorobę psychiczną.
Osobiście uważam, że Pani Marta jest godną następczynią Pani Joanny Chmielewskiej!
Niestety właśnie dlatego książek Pani Joanny nie czytam za często - emocjonalnie należy po takiej książce dość długo odpoczywać :) Całe szczęście Pani Marta te książki dopiero pisze, więc będę miała czas na dojście do siebie do czasu ukazania się kolejnego tomu cyklu "Tego kwiatu jest pół światu", na który zresztą czekam cierpliwie.
I jeszcze jeden fajny cytat z tej książki:
"Ty to masz ostatnio notorycznie zespół napięcia z powodu bycia kobietą..."  
 Marta Radomska "O jeden diament za daleko"

A dlaczego nie?! Mam i już, a Ty mężczyzno sobie z tym radź :)




Podobne Posty:

0 komentarze

Flickr Images

Popularne Posty

Instagram