BYŁAM, JESTEM, BĘDĘ... CZAS

 

Ostatnio przeczytałam ciekawy tekst Kasi Miller o czasie:

"Są ludzie, którzy za bardzo żyją do tyłu (przeszłością), i tacy, którzy żyją za bardzo do przodu (przyszłością), a także ci, którzy żyją teraz. Jak żyć bardziej w teraźniejszości, nie rozpamiętywać przeszłości i nie wymyślać przyszłości? Wystarczy być zainteresowanym tym, co dzieje się w tej chwili, albo jak się inaczej mów – uważnym obecnym. Zaciekawionym sobą, swoimi reakcjami, odczuciami, ale też otoczeniem, innymi ludźmi."

 

Czy rzeczywiście możemy skupić się na teraźniejszości, jeżeli to, co za nami nie zostało zamknięte, wyjaśnione, naprawione? A nasza przyszłość mimo obranych celów i podążania wyznaczonymi drogami tak bardzo niepewna – zwłaszcza żyjąc w dzisiejszych czasach?

 

Zacznę od czasu przeszłego – BYŁAM… Mając tyle lat, ile mam – nie można nie mieć przeszłości. Każdy jakąś ma – nieważne dobrą czy złą, pogodną czy smutną – było, zdarzyło się i nic już z tym nie zrobimy, niczego nie zmienimy. Choć na pewno możemy zmienić jej postrzeganie przez nas samych. Natomiast to jakie nasza przeszłość zostawiła w nas ślady, często blizny, a przede wszystkim jakie były jej konsekwencje – to już zupełnie inna bajka. A mam wrażenie, że uświadomienie sobie wpływu naszej przeszłości na teraźniejszość – to nawet nie inna bajka, to zupełnie inna planeta. Bardzo często, zresztą zupełnie nieświadomie kierujemy się w tę, czy inną stronę – jakby coś nas ku temu pchało, ktoś inny podejmował za nas decyzje – mam wrażenie że, jesteśmy marionetkami w teatrze naszego życia. Okazuje się, to zupełnie możliwe – za takim „nieświadomym” podążaniem w jakimś kierunku stoją nasi przodkowie! Kiedy podczas terapii zostałam poproszona o opowiedzenie o moich żeńskich przodkiniach – jak je widzę, zapamiętałam, jaki obraz ich w sobie noszę – wielkim zaskoczeniem okazał się fakt, jak bardzo z trzech kobiet – wyłania się „mój” własny obraz. 

Jasne, że mogę teraz usprawiedliwiać w prosty sposób moje niepowodzenia – to nie ja – to przez mamę, babcię, prababcię… podjęłam taką, a nie inną decyzję, ale to byłoby zbyt proste.

Moje życie – moje decyzje. 

Jednak jest coś w tych cechach, które w genach zostały nam przekazane z pokolenia na pokolenie, a jednocześnie w naszej własnej mądrości życiowej – co pomaga nam utwierdzić się w swoich decyzjach, postępowaniach. Mało tego okazuje się, że w swoich drogach życiowych często wybieramy podobne decyzje, spotykamy podobnych mężczyzn jak nasze antenatki. Choć bardzo chcę wierzyć w to, że moje kochane babcia i prababcia, które są gdzieś tam „w górze” – czuwają nade mną i chronią jak mogą, bo sam Anioł Stróż może nie dać rady :)

JESTEM. Teraz – to czasami jakiś zły sen. 

Od jakiegoś czasu jestem w takim momencie życia, gdy próbuję zrozumieć tę moją przeszłość. Dopuszczam do siebie te wszystkie złe chwile, gdy cholernie bliski mi człowiek mój ojciec – skrzywdził mnie tak bardzo, że do dziś dnia nie umiem sobie z tym poradzić. Jednak nie staram się przypominać tylko złych chwil, słów (choć one przeważają), żeby zrozumieć siebie musiałam głęboko sięgnąć do przepaści moich wspomnień i znaleźć również coś dobrego. Bo to nie jest tak, że człowiek jest wyłącznie z gruntu zły, ma również dobre cechy – choć nasz umysł lubi demonizować, to warto sięgnąć i na tą drugą stronę. Taka retrospekcja w czeluście dzieciństwa pozwoliła mi znaleźć mnóstwo fajnych cech w samej sobie, a które zawdzięczam genom człowieka – którego po prostu przez wiele lat nienawidziłam, za to, co mi – zresztą również sam sobie - zrobił. A nie można nienawidzić człowieka, który dał nam życie – to tak jakbyśmy nienawidzili 50% samych siebie. Świadomość tego pozwoliła mi nie tylko wybaczyć ojcu, ale także wreszcie pokochać samą siebie – tak jak na to zasłużyłam. 

Bo na miłość do samych siebie zasługujemy po prostu bezgranicznie. 

Jeśli siebie nie kochamy – nasze ciało sprzeciwi się nam i naszym marzeniom. 

Może za późno zdałam sobie z tego sprawę, jak bardzo patrzenie na nas samych może wpłynąć na nasze życie i przede wszystkim na nasze ciało i zdrowie, jednak bardzo się cieszę, że w ogóle to zrozumiałam i lepiej późno niż wcale – ale zaczęłam długą drogę ku uzdrowieniu. Być może stało się już za późno na wiele rzeczy, ale na pewno nie jest za późno na nowe życie – ono zaczyna się każdego dnia na nowo, z nowymi szansami, pomysłami – i tylko warto się na to otworzyć i czerpać z niego garściami.

BĘDĘ, bo jestem…. 

To, co los nam przyniesie, to naprawdę wielka niespodzianka. 

I możemy mówić, że zaplanowaliśmy sobie życie, postawiliśmy cele, jasno i klarownie wyznaczyliśmy zadania na przyszłość…

"Życie jest tym, co się wydarza, kiedy Ty jesteś zajęty robieniem innych planów."John Lennon

I nic tu dodać, nic ująć. 

W zeszłym roku – roku dla mnie bardzo szczególnym na urodziny sprezentowałam sobie bardzo ciekawy prezent. Zrobiłam sobie test Gallupa – tak w skrócie polega on na wskazaniu naszych talentów. Z jakim zdziwieniem i zaskoczeniem odkryłam, że moim największym talentem jest ELASTYCZNOŚĆ… Ja wydawało mi się taka poukładana, zadaniowa i „sztywna” w moich zamierzeniach, a jednocześnie zestresowana pracą, życiem – odkryłam, że najfajniej się czuję, gdy poddaje się chwilom. 

To nie jest tak, że teraz nie planuję, jednak zdecydowanie częściej pozwalam sobie płynąć z życiem, niż na ślepo dążyć do celu – nie przynosiło mi to nic dobrego, a wiele przez to straciłam. Te dobre momenty, ciekawi ludzie minęły i nie wrócą – to jest dla mnie dobrą szkołą życia. Dlatego też, moja przyszłość to tylko zarys tego co bym, chciała… a co ma się zdarzyć na pewno się zdarzy, muszę tylko tego nie przegapić i żyć teraz, bo teraz jest najważniejsze.

Dzięki temu, że byłam – teraz jestem – chcę być…  

 

To kolejny post inspirowany książką Katarzyny Miller „Życie od A do Z” – rozdział CZAS

Podobne Posty:

0 komentarze

Flickr Images

Popularne Posty

Instagram